Adoracja – spotkanie, za którym tęsknię




Jest 4 rano, nie mogłam zasnąć – wieczorem skończyłam pracę nad książką o Mateuszu Talbocie (autorką jest Elżbieta Wiater, książka ma ukazać się w styczniu nakładem wydawnictwa eSPe), dokończyłam też artykuł o adoracji NS. Przede mną dość emocjonujący początek tygodnia. To wszystko sprawiło, że nawet mojemu Aniołowi Stróżowi nie udało się mnie utulić do snu (a jest w tym naprawdę niezły). Wstałam więc i wstawiłam chleb do piekarnika (akurat będzie świeży na śniadanie), a teraz grzeję się przy kominku i mam około godziny (aż chleb się upiecze), by podzielić się tym, co w moim sercu.

A w moim sercu żywe doświadczenia spotkania z Jezusem podczas adoracji. Wracają we wspomnieniach i wciąż zaskakują.

Pamiętam, jak kilka lat temu odwiedziłam Kingę, która zaproponowała spacer do oratorium. Mówiła, że to wyjątkowe dla niej miejsce. Brzmiało zachęcająco i tajemniczo... Oratorium okazało się maleńką kaplicą adoracji. Klęczniki dosłownie dla kilku osób i ogromna monstrancja. Nie byłyśmy długo – może 20 minut, może pół godziny? Wystarczyło... I wtedy, i żebym z ciepłem w sercu nie raz wracała do tego miejsca w myślach.

Od tego czasu, szukałam takich miejsc. Odkryłam dolny kościół na Skaryszewskiej. Pomyśleć, że tyle razy czekałam na poopóźniane pociągi na dworcu Warszawa Wschodnia, zniecierpliwiona i niespokojna, a kilka kroków dalej czekał Pan Jezus. W ciszy, półmroku, otoczony pięknymi witrażami... Wracałam tam nie raz, tak planując podróż, by mieć choć kilka minut na adorację.

Kilka minut... Wydawać by się mogło, że to mało, że nie warto... Nic bardziej mylnego. Całkiem niedawno spieszyłam się na spotkanie w gronie bliskich mi kobiet w sanktuarium MB Trzykroć Przedziwnej w Otwocku, które zaczynamy półgodzinną adoracją. Czekałam na ten czas, potrzebowałam go. Akurat sporo różnych trudności się nagromadziło... Jakieś opóźnienie, korki i wpadłam dosłownie na ostatnie 5 minut... I znów – wystarczyło! Otrzymałam poradę, odpowiedzi na pytania, z którymi się zmagałam w ciągu poprzedzających to spotkanie dni, pociechę i umocnienie. Czułam się tak, jak opisał to Jan Paweł II w encyklice Eucharistia de Ecclesia:

Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13, 25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. (...) Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!

W ostatni czwartek udało mi się dojechać na ostatnie 20 minut adoracji (z czego 10 minut w ciszy) – piękne doświadczenie niosące wewnętrzny pokój, dodające sił. I owocem właśnie tego spotkania jest m.in. ten wpis. Tak wiele możemy otrzymać, tak niewielkim wysiłkiem! Wystarczy przyjść.

Wielkim odkryciem ostatnich rekolekcji (w Loretto) była dla mnie adoracja Jezusa w tabernakulum. Jestem niezmiernie wdzięczna za tę naukę. O ile głębiej przeżywam czas przed Mszą świętą czy samą Eucharystię. Wiem, że Jezus jest w tabernakulum, zawsze w kościele szukam czerwonej lampki, przyklękam, ale jakoś Go nigdy nie adorowałam w pełni w tej skrytej postaci.

O adoracji mogłabym jeszcze wiele – jak teraz się zastanawiam, to na oazach modlitwy, na które jeździłam od szesnastego roku życia, też niezwykłym czasem był dla mnie czas adoracji: w ciszy, do późnych godzin nocnych, z wplatanym śpiewem (np. kanonów z Taizé).

To spotkania za którymi tęsknię. W których mogłabym pewnie częściej brać udział, a jednak w codziennym biegu gdzieś umykają. Pan Jezus jednak miłuje cierpliwą miłością. I czeka... A gdy przyjdę, przytula i błogosławi obficie.

A na koniec jeszcze myśl Jana Pawła II ze wspomnianej wcześniej encykliki: 
Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim «sztuką modlitwy», jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? 

Komentarze

  1. Ewa, pięknie napisałaś o swoich uczuciach spotykaniu z Jezusem, łezka wzruszenia w moim oku się zakręciła. Z jaką miłością i delikatnością o tym piszesz. Też tego pragnę, a wmawiam sobie, że bez sensu iść na chwilę, na 5 min., jak już to na dłużej, na chwile się nie opłaca ... i tak zły miesza mi w sercu ... Dziękuję Ci, Ewa, za to świadectwo.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wartość kryzysu

Świętym być?

Słowo, które poruszyło moje serce