Posty

Wartość kryzysu

Z dzisiejszej Ewangelii: (...) Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem swój talent w ziemi. (...) Dlatego odbierzcie mu ten talent (...) A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz (...) Jak często do głosu dochodzi lęk i hamuje nasze działania... Lęk, który sprawia, że zapominamy o swoich talentach, o tym, że nasza wartość pochodzi od Boga, że nasze życie i osobowość to dary, niepowtarzalny majątek. Zaczynamy przeglądać się w oczach ludzi, bać, że nie spełnimy ich oczekiwań (czy naprawdę mają jakieś oczekiwania, czy to nasza projekcja to kolejne zagadnienie). Zakopujemy na wszelki wypadek nasz talent, mamy chęć zakopać siebie i zniknąć, wycofujemy się z relacji...  Bóg nas szuka. Cierpliwie pokazuje nam prawdziwy obraz. Nie zawsze wierzymy i umiemy go przyjąć. Ale komu wierzyć, jeśli nie Bogu? Jaką drogę wybrać, jeśli nie tę z Nim? A jednak tak trudno. Szczególnie w momencie kryzysu. Trudniej, gdy kryzysu sobie nie uświadamiamy. Wiemy, że coś jest nie tak, dostrzegamy chaos, nawet umiemy

Godzina święta

Obraz
Zdjęcie z galerii parafii MB Wspomożycielki Wiernych w Pile Podczas trzeciego objawienia Małgorzacie Marii Alacoque w 1674 r. Chrystus powiedział:  A we wszystkie noce z czwartku na piątek dam ci uczestnictwo w tym śmiertelnym smutku, który odczułem w Ogrodzie Oliwnym. I żeby Mi towarzyszyć w tej pokornej modlitwie, którą zanosiłem wówczas do mego Ojca wśród wszystkich Moich udręczeń, będziesz wstawać między godziną jedenastą a północą, by w ciągu godziny klęczeć wraz ze Mną z twarzą pochyloną ku ziemi. A czynić to będziesz tak dla uśmierzenia gniewu Bożego, błagając o miłosierdzie, tak dla grzeszników, jak dla złagodzenia w pewien sposób goryczy, którą czułem z powodu opuszczenia Apostołów, tak iż musiałem czynić im wyrzuty, że nie mogli czuwać ze Mną jednej godziny. Święta Małgorzata Maria Alacoque to patronka dnia moich urodzin. Po raz kolejny, odkąd ją odkryłam, spotykam ją na swojej drodze. Tym razem podczas cotygodniowej godziny świętej - nocnej adoracji Najświętszego Sakramentu,

Adoracja – spotkanie, za którym tęsknię

Obraz
Jest 4 rano, nie mogłam zasnąć – wieczorem skończyłam pracę nad książką o Mateuszu Talbocie (autorką jest Elżbieta Wiater, książka ma ukazać się w styczniu nakładem wydawnictwa eSPe), dokończyłam też artykuł o adoracji NS. Przede mną dość emocjonujący początek tygodnia. To wszystko sprawiło, że nawet mojemu Aniołowi Stróżowi nie udało się mnie utulić do snu (a jest w tym naprawdę niezły). Wstałam więc i wstawiłam chleb do piekarnika (akurat będzie świeży na śniadanie), a teraz grzeję się przy kominku i mam około godziny (aż chleb się upiecze), by podzielić się tym, co w moim sercu. A w moim sercu żywe doświadczenia spotkania z Jezusem podczas adoracji. Wracają we wspomnieniach i wciąż zaskakują. Pamiętam, jak kilka lat temu odwiedziłam Kingę, która zaproponowała spacer do oratorium. Mówiła, że to wyjątkowe dla niej miejsce. Brzmiało zachęcająco i tajemniczo... Oratorium okazało się maleńką kaplicą adoracji. Klęczniki dosłownie dla kilku osób i ogromna monstrancja. N

Słowo, które poruszyło moje serce

Obraz
Dawno nie pisałam... Potrzebowałam tego czasu, by zmierzyć się z kwestią granic... Spotkania z Bogiem są osobiste – jak o nich pisać, by z jednej strony nie odkryć się za bardzo, a z drugiej nie popaść w ogólniki? Czy to, czym się chętnie podzielę z przyjaciółmi podczas osobistej rozmowy, zawsze nada się do opisania i puszczenia do sieci? Pewności wciąż nie mam, ale przynaglenie do powrotu tak. Na początek zatem niech przemówi Słowo. Z dnia. Poruszyło mnie bardzo. Świeżo po spowiedzi, podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Zatem oddaję Mu głos :). Poczytajcie, co mnie poruszyło. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mię wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone!  Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie … (2 Tm 4, 16-17a) Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła *  i niech Cię błogosławią Twoi święci.  Niech mówią o chwale Twojego królestwa *  i niech głoszą Twoją potęgę.  Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych

Spowiedź – sakrament spotkania, uzdrowienia, jedności

Obraz
Ostatnie dni nie należały do najłatwiejszych – najpierw emocjonalnie, potem fizycznie. Ból głowy utrudniał zebranie myśli, a towarzyszące mu inne objawy też pracę. Na szczęście teksty mogę odesłać w poniedziałek, a dziś mój organizm miał kilka godzin, by dojść do siebie. Byłam mocno osłabiona, na niczym nie mogłam się skupić. Głowa pulsowała. I wtedy odczułam pragnienie przystąpienia do sakramentu spowiedzi . Już od kilku dni myślałam, że to ten czas, ale póki co tak wstępnie. A dziś ta słabość i pytanie: ale jak – rachunek sumienia, dojazd do kościoła… Dam radę? I przyszła myśl, że nie jestem sama. Aby tylko zacząć. Poszłam na modlitwę i w dziękczynieniu zawierzyłam całą tę sytuację Bogu, łącznie z pragnieniem spotkania i zjednoczenia z Jego miłosiernym Sercem.   Zawezwałam Ducha Świętego, poprosiłam o wsparcie Anioła Stróża (kiedyś przeczytałam, że warto to robić – wiele rzeczy nam umyka, a nasz Anioł przecież we wszystkim nam towarzyszy i robi notatki w księdze nasz

Świętym być?

Obraz
Kilka dni temu moja ośmioletnia bratanica oznajmiła, wchodząc do mnie do kuchni: Chciałabym zostać świętą...  Jej młodsza siostra po kilku minutach z powagą nawiązała do tego stwierdzenia: Ciekawe, czy jej się to uda, gdy będzie dorosła. Niby nic takiego, zwykła wymiana zdań, a jednak jakże niezwykła.  Pamiętam, gdy jako wczesna nastolatka (mogłam mieć 12-13 lat) usłyszałam podczas spowiedzi pytanie: Czy chcesz być świętą?  I pamiętam, że mnie zmroziło... Jak to świętą? Umartwiać się, odmawiać sobie wielu rzeczy, pościć, umrzeć śmiercią męczeńską, doświadczać cierpień? Jak odpowiedzieć na takie pytanie i to w takiej sytuacji? Nie przekonało mnie do końca nawet to, co po chwili ksiądz dodał: Być świętym, to żyć w relacji z Bogiem, blisko Boga. Niepewnym głosem powiedziałam, że jeśli tak to tak... Ale przekonania w tym nie było... A teraz moja córka chrzestna z pełnym przekonaniem oznajmia: Chciałabym zostać świętą...   I po raz kolejny zwraca moją uwagę na istotę rzeczy. Po

Wiara i osąd

Obraz
Obserwując mundialową gorączkę, jeszcze przed meczem Polska  –  Kolumbia, a także słuchając relacji już w trakcie meczu, pomyślałam, że gdyby ludzie tak wierzyli w Boga i Jego działanie jak w sukces naszej reprezentacji to nieustannie działyby się wielkie cuda... Cóż, mecz przyniósł rozczarowanie... A Ewangelia dzień po meczu  –  kubeł zimnej wody na rozgorączkowane głowy. Daleka jestem od usprawiedliwiania. Niełatwo nie osądzać, gdy jeszcze przed rozpoczęciem Mundialu naszła mnie refleksja, że raczej ciężko pogodzić aktywność medialną i grę w reklamach z treningami... Ale tak naprawdę tego nie wiem. Nie znam wszystkich okoliczności, ludzi, strategii. A jak łatwo ferować wyroki...  Jak dobrze mieć drogowskaz, jakim jest słowo Boże. Trochę trudniej w codzienności o tak żywą i gorącą wiarę jak rozbudzone sportowe emocje, które nawet mi się udzieliły... Żeby tak się udzielała wiara! To, co mnie przyprowadziło do Boga to rozświetlone spojrzenie mojej koleżanki z licealnej ła