Bóg w relacjach



Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył:
stworzył mężczyznę i niewiastę. (Rdz 1, 27)


Macie czasem tak, że spotykacie się ze znajomymi i trudno Wam się z nimi rozstać? Gdy niespodziewanie okazuje się, że minęło kilka godzin, choć zupełnie nie wiadomo kiedy? I już macie pragnienie kolejnego spotkania lub choćby rozmowy przez telefon... Rzeczywistość to weryfikuje i czasem do kolejnego spotkania dochodzi po miesiącach a nawet latach, ale... o dziwo... rozmawiacie, jak byście się widzieli wczoraj. Więź jest nienaruszona. Dziwicie się, że wciąż się tak dobrze rozumiecie, wyglądacie niemal tak samo (mimo minionych lat), tylko dzieci jakieś takie duże... I w tym zadziwieniu dziękujecie Bogu za dar spotkania tych konkretnych ludzi w Waszym życiu...

Są też ludzie dani nam „tu i teraz”. Z tymi też spotkania i rozmowy się przedłużają. Tydzień milczenia z jednej lub drugiej strony wydaje się przerwą co najmniej miesięczną. Z nimi stawiacie czoła codziennym zmaganiom (nie dosłownie, ale świadomość, że są, dodaje sił w trudnych chwilach) i dzielicie się radością. Modlicie się, śpiewacie, organizujecie wycieczki, spotkania towarzyskie. I wydaje się, że to się nigdy nie zmieni. I myślicie: jak dobrze, że są! Boże jesteś wielki! Dziękuję!

Jednak życie uczy, że i oni w pewnym momencie też staną się jak ci pierwsi – biegnące dotąd blisko siebie drogi się rozejdą, czasem nagle, czasem niepostrzeżenie w dłuższym czasie... Kontakty nie będą tak intensywne, ale więź i poczucie bycia bratnimi duszami pozostaną... Skąd ta pewność? Bo w tych wszystkich relacjach jest Bóg! To Bóg złączył w danym momencie ścieżki naszego życia. Postawił tych konkretnych ludzi, dzięki którym w naszym życiu działa – widzimy jak te przyjaźnie nas budują, zbliżają do Niego, stawiają do pionu. Są dla nas niekwestionowaną wartością. A ta wartość nawet po latach będzie budzić w nas wdzięczność i ciepłe odczucia (nawet jeśli znajomość nie przetrwa).

Gdy myślimy o rozstaniach budzą się w nas niezgoda, ból, obawy. Ludzkie, ale niepotrzebne. To nie porzucenie (odrzucenie), ale wolność i miłość. I danie drugiej osobie (i sobie) prawa do podążania własną ścieżką powołania, na której za chwilę pojawią się kolejni ludzie dani od Boga – którym jesteśmy potrzebni i którzy nam są potrzebni. Na danym etapie życia, do wzrastania w świętości. A nasze serce pomieści i jednych, i drugich. Z czasem trochę gorzej... ale, choćby raz na kilka lat, spotkanie się odbędzie i po raz kolejny uwielbimy Boga w drugim człowieku, naszym przyjacielu, i za ten nasz czas wspólnego wędrowania, a choćby... i tylko kilku spotkań w życiu będziemy dziękować! 

Pomyślcie teraz chwilę o takich Bożych ludziach wokół Was... Z którymi choćby chwila rozmowy Was buduje. Sprawia, że dostrzegacie dobro i stajecie się lepsi. Którzy wprowadzają do Waszych serc pokój. Za którymi tęsknicie. Podziękujcie za nich Bogu. Za Jego obecność w Waszej relacji. Wysławiajcie Go!*

Błogosław, duszo moja, Pana, i całe moje wnętrze - święte imię Jego! Błogosław, duszo moja, Pana, i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach! (Ps 103)


Niech Bóg rozbudza w Tobie tęsknotę za prawdziwym spotkaniem z drugim człowiekiem, otwiera Cię na takie spotkania i obdarza łaską dziękczynienia za każdą napotkaną osobę i dostrzeżenia dobra, które z sobą niesie. Święty Stanisławie, biskupie i męczenniku, módl się za nami!

* A może czas na takie spotkanie po latach albo telefon po tygodniu milczenia?







Komentarze

  1. Jak dobrze, że o tym piszesz. Ostatnio dużo rozmyślam w tym temacie i okazuje się, że jest to dla mnie dość trudne, a ten wpis pokazuje mi kilka ważnych aspektów. Czuję też sporą potrzebę głębszego wejścia w temat.

    Spotkanie po latach - to bardzo ciekawe i piękne co piszesz. Ja niestety nam nieco inne doświadczenia. U mnie bywa tak, że czas jednak zrobił swoje i często na takich spotkaniach już nie czujemy się tak dobrze jak kiedyś :(

    Ci tu i teraz, którzy za jakiś czas "odejdą" - czy tak musi być? Czy to nie od nas nawzajem zależy intensywność naszej relacji? Ktoś mi kiedyś powiedział, że niektóre relacje są nam dane tylko na jakiś czas. Wiem, że tak się dzieje, choć ja nie potrafię się z tym pogodzić! Bo jak można zrezygnować z "czegoś" w czym jest nam dobrze, co wydaje się być wartościowe ?!? No chyba, że nie jest i opiera się na skupieniu jedynie na sobie (ale nie o coś takiego mi tu chodzi). Płynie czas, zmienia się sytuacja życiowa, wybieramy różne drogi lub one wybierają nas, ale czy to przeszkadza trwać w dobrej do tej pory relacji? Jest to pewnie jakaś trudność, ale przecież to tylko dodaje wartości. Wiem, że nie jest to takie proste, że ta potrzeba powinna wypływać z obu stron, że nie mogę zmusić drugiej osoby do relacji ze mną, kiedy ona nie ma już takiej potrzeby. U mnie wtedy pojawia się dużo żalu, który niestety niszczy i powoduje lęk przed wejściem w kolejną relację (ja często emocjonalnie bardzo związuję się z taką osobą i pewnie dlatego jest to później takie trudne). Oskarżam siebie, że się dla kogoś nie sprawdziłam, że zawiodłam, może zraniłam w jakiś sposób, rozczarowałam. I tu właśnie trzeba chyba odnieść się do miłości i sympatii jaką mam dla tej osoby. JAK DOBRZE, ŻE O TYM PISZESZ, bo przecież jeśli tak po BOŻEMU kogoś kocham i ten ktoś jest mi drogi, to nie mogę go ograniczać, muszę dać mu tę wolność, a nawet pozwolić mu odejść, mimo, że to bardzo boli. Chyba o coś takiego chodzi, choć dla mnie jest to bardzo trudne.
    Chyba sobie wydrukuję, ten post i będę czytać dotąd, aż to przyjmę nie tylko rozumem, ale też i sercem.
    Dzięki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga A., dziękuję za ten komentarz. Temat z pewnością będzie wracał, bo tak, jak zauważyłaś - aspektów jest wiele. Myślę jednak, że jeśli nie czujemy się po latach tak samo dobrze w jakiejś relacji to warto się jej przyjrzeć... Z mojego doświadczenia (i obserwacji) wynika, że w grę wchodzą różne "zakłócenia" na linii my / przyjaciele / Bóg - oczekiwania (wobec tego spotkania, znajomych, a może wyobrażone oczekiwania przyjaciół wobec nas?), żal (czasem o jakąś drobnostkę, o brak kontaktu, uważności), obawy (przed poruszeniem jakiegoś tematu, oceną...). Warto się wtedy tej relacji przyjrzeć, zapraszając do tego przeglądu Ducha Świętego. Prosić o światło i łaskę stanięcia w prawdzie - o sobie i o tej relacji (o sobie w tej relacji). I o jej uzdrowienie / uleczenie zranień. Ściskam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Słowo, które poruszyło moje serce

Świętym być?