Bóg jest większy
Wznoszę swe oczy ku górom, skądże nadejdzie mi pomoc?
To był ciężki
dzień. O świcie obudził mnie hałas robionej drogi
i towarzyszył przez większość dnia (jakieś drgania
powodujące ból głowy). Następnie otrzymałam wiadomość,
że dokumenty, które wysłałam poleconym priorytetem w
ubiegłym tygodniu, nie dotarły, a mija termin i muszę je
dostarczyć osobiście, już. (Na poczcie byłam już dzień
wcześniej – panie bezradne, w systemie informacja, że list
„w transporcie” i tyle). Zagotowałam się, a chwilę
potem – pomodliłam, zawierzając tę sprawę. Być może mam
jechać, mimo że na pozór wydaje się to zupełnie bez sensu –
dwie godziny jazdy, by złożyć dokumenty, które przecież
wysłałam... Bóg wie lepiej... Rzeczywiście wyjaśniło się i
dokumenty się odnalazły! Chwała Panu! W tym momencie otrzymałam
telefon, że zaginął mój rachunek do umowy... Kolejna dziwna
sprawa – dostałam do podpisu aż dwa egzemplarze, pieniądze już
dawno na koncie, a teraz nagle brak rachunku? No nic, trzeba to
trzeba... Za to – może jako rekompensatę – otrzymałam
wiadomość nie do mnie, ale do mojej imienniczki z innego
rejonu w Polsce! Dość szybko udało mi się ją namierzyć
w Internecie, skontaktować i przesłać (wysłana
automatycznie, więc odesłanie do adresata nic by nie dało...).
To akurat było nietypowe, ale miłe wydarzenie.
I tak sobie dzień
płynął... Z bólem głowy, zmaganiem duchowym, oczywiście pracą
i obowiązkami... Wieczorem punkt kulminacyjny – spotkanie
ze Słowem w naszej małej wspólnocie. Miałam silną
pokusę, żeby nie jechać, pragnienie zakopania się głęboko w
pościeli i przespania do... no właśnie, do kiedy? Wiosna już
jest... Dość dużym wysiłkiem pojechałam...
Dziś rano wstałam
z ogromnym żalem, do siebie samej. Że nie potrafiłam zwalczyć
złego samopoczucia, że zamiast spokojna i uśmiechnięta, byłam
rozżalona i żarty odbierałam i odpierałam jak ataki...
I że nikt od rana nie pisze do mnie... I że może powinnam
przeprosić, ale za co dokładnie i kogo konkretnie? Że,
że, że... I wtedy zreflektowałam się: jak to nikt? Przecież
wyświetlił mi się SMS z Nieba. Wiadomość w aplikacji,
ale ze Słowem... I przeczytałam:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga i we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele”.i
Niech nic nie zakłóca modlitw waszych (św. Piotr Apostoł)
I nagle spojrzałam
na to wszystko z innej perspektywy. Moje oczy wzniosły się
ku górze, serce zaczęło wołać do Boga, a usta wypowiadać
modlitwę różańcową. I przyszedł pokój. I przyszło
dziękczynienie – za wczorajszy trud, za spotkanie ze Słowem
(pomimo trudności ogólnych, udało mi się przecież to Słowo
usłyszeć), za Przyjaciół, za ich życzliwość, mądrość i miłość.
Też za moje słabości i za to, że Bóg jest większy! I
refleksja – mogłam poprzestać na żalu (nie wiadomo za co i do
kogo), mogłam się w nim zapętlić (i obarczyć nim bliskich),
było blisko... Jednak dobry Bóg na to nie pozwolił. A nowy dzień
to nowa szansa – żeby stawać się taką, jaką chciałabym być,
żeby przeżyć go w bliskości z Bogiem i w miłości
do bliźnich. Czy się uda?... Bóg jest większy.
Wznoszę swe oczy ku górom:
Skądże nadejdzie mi pomoc?
Pomoc mi przyjdzie od Pana,
co stworzył niebo i ziemię.
On nie pozwoli zachwiać się twej nodze
ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże.
Oto nie zdrzemnie się
ani nie zaśnie
Ten, który czuwa nad Izraelem.
Pan cię strzeże,
Pan twoim cieniem
przy twym boku prawym.
Za dnia nie porazi cię słońce
ni księżyc wśród nocy.
Pan cię uchroni od zła wszelkiego:
czuwa nad twoim życiem.
Pan będzie strzegł
twego wyjścia i przyjścia
teraz i po wszystkie czasy.
(Ps 121)
Komentarze
Prześlij komentarz